środa, 30 września 2015

A może Bałtyk? Łeba.

Zrywając z naszym przyzwyczajeniem do corocznych, wakacyjnych wyjazdów na bliższe lub  dalsze europejskie południe, w tym roku zdecydowaliśmy się na Polskę.  Po raz pierwszy też mogliśmy się wybrać na urlop poza wakacyjnym sezonem i z wyjazdów jesteśmy zadowoleni,  choć czasem w lipcowe czy sierpniowe upalne dni przychodziła myśl, że jednak ten sezon nie byłby najgorszy.

W ostatnim tygodniu roku szkolnego wybraliśmy się do Łeby. Wybór padł na to miasto, ponieważ
w Trójmieście spodziewaliśmy się tłumów na plażach, a przede wszystkim większych odległości od miejsca noclegowego do plaży, a ja marzyłam o długich wieczornych spacerach w promieniach zachodzącego słońca. Wyobrażałam sobie  rozgrzany jeszcze po całym dniu piasek i szum fal.  Mieliśmy tam spędzić Noc Świętojańską, więc te moje wizje dopasowałam do klimatu tej nocy. Trochę się pomyliłam, bo średnia temperatura całego tygodniowego pobytu wyniosła może 14-15°C, a wieczorem boso chodzili tylko śmiałkowie.

Uniknęliśmy jednak kilku zjawisk, z którymi nie chcieliśmy mieć do czynienia, takich jak tłok, slalom po plaży pomiędzy kocami, parawanami i innym sprzętem, krzyki i nawoływania, wszechobecny zapach grillowanych potraw sprzedawanych w budkach itd. itp.
Dzięki niezbyt wysokiej temperaturze dużo spacerowaliśmy (wszak szlaków pieszych i rowerowych
w okolicy nie brakuje) i pozwiedzaliśmy pobliskie atrakcje. Morze zaś uraczyło nas swoim zmiennym obliczem.


Jedno z licznych wejść na plażę, biegnących od równoległej do linii brzegowej ulicy Nadmorskiej, stanowiącej deptak. Widok przypominał klepsydrę z resztką cennego piasku w górnej części naczynia.


Rano pogoda zachęcała do wyjścia i mimo że prognozy nie były najlepsze, postanowiliśmy przejść się w stronę Parku Krajobrazowego Mierzeja Sarbska. Tym momencie nie spodziewaliśmy się jeszcze, że pójdziemy, dokąd sięga wzrok.




Cały dzień, mimo stopniowo zmieniającej się pogody, morze było wyjątkowo spokojne. Równoległe, niewysokie, czasem prawie niezauważalne fale omiatały leniwie piasek. Bałtyk zaś mienił się to granatem, to szafirem lub innymi nieodgadnionymi odcieniami. A my szliśmy przed siebie godzinę, dwie, trzy, czasem przysiadając na prawie białym piasku i właściwie w ogóle nie spotykając ludzi, którzy zazwyczaj nie odchodzili dalej niż kilkaset metrów od Hotelu Neptun, mieszczącego się przy głównym wejściu na plażę.


Szerokie plaże Mierzei Sarbskiej i niesamowita przedsezonowa pustka. 



Gdy na niebie zaczęły się pojawiać pojedyncze chmury, woda pod wpływem promieni słonecznych przybierała zielono-złoty kolor. Nadal jednak była niespotykanie spokojna.


To zdjęcie natrętnie przywołuje z mej pamięci ostatnie wersy wiersza W. Szymborskiej pt. Utopia, zgadnijcie dlaczego:
Mimo powabów wyspa jest bezludna,
a widoczne po brzegach drobne ślady stóp
bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza.
Jak gdyby tylko odchodzono stąd
i bezpowrotnie zanurzano się w topieli.

W życiu nie do pojęcia.


Dotarliśmy na wysokość miejscowości Ulinia, gdzie 300 m. od brzegu widać maszt leżącego najpłycej na Pomorzu wrak statku.  To duński transportowiec West Star, który zatonął w 1970 r.


Niegroźne z początku białe obłoczki zaczęły przybierać coraz ciemniejsze barwy. Morze poszarzało. W drodze powrotnej trochę pokropiło, ale udało nam się dotrzeć do domu zanim na dobre się rozpadało. W sumie przeszliśmy ok. 20 km.







sobota, 14 czerwca 2014

Korčula nocą




Plac przed katedrą św. Marka.


Jedna z tętniących życiem uliczek z licznymi sklepami z pamiątkami i wyrobami regionalnymi.


Plac przed katedrą św. Marka.


Pełnia księżyca, Baszta Kanavelić i spokojny, wręcz niewzruszony Adriatyk.


Widok na cypel ze starym miastem od strony zachodniej. Nad kamienicami góruje oświetlona wieża katedry św. Marka.



niedziela, 1 czerwca 2014

Korčula

Chyba każdy z nas ma jakieś ulubione miejsca,  w których czuje się dobrze, szczęśliwie, bezpiecznie. Taki raj na ziemi. Klimat tego miejsca lub tych miejsc – jeśli mamy ich więcej -  mogą tworzyć ludzie, krajobrazy lub momenty życia, w których tam przebywamy. Często te chwile i te zakątki pragniemy zatrzymać tylko dla siebie, nie chcemy w nich tłoku, gwaru, boimy się, że ktoś zniszczy ich piękno… Jak jednak nie podzielić się tym co urzeka, jak nie pokazać, że świat ma wiele pięknych barw i wielu wspaniałych mieszkańców?

Moim rajem na ziemi jest Dalmacja. Zdaję sobie sprawę, że jest to jeden z najpopularniejszych kierunków turystycznych Polaków, jednak nie chcę tutaj pisać o kurortach, najlepszych plażach i hotelach. Chcę przedstawić Dalmację ze śródziemnomorskim umiłowaniem radości życia, działającą na wszystkie zmysły poprzez zapachy przyrody, delikatny szum fal, muzykę i niesamowitą feerię barw. Dalmację, w której czas płynie trochę wolniej, choć i tak zawsze za szybko przychodzi dzień wyjazdu.

Najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem w tej historycznej krainie obejmującej terytorium należące do Chorwacji, Bośni i Hercegowiny oraz Czarnogóry, jest wyspa Korčula, z głównym miastem o tej samej nazwie, które przypisuje sobie miano miejsca narodzin Marco Polo, słynnego podróżnika. Miasto położone jest na wzgórzu, na cyplu skierowanym w stronę półwyspu Pelješac, do którego można dopłynąć promem w około 20 minut (z miejscowości Orebić). Jest jednym  z najlepiej zachowanych miast średniowiecznych, więc w czasie każdego pobytu w tym miejscu wiele godzin spędzam na spacerowaniu, a właściwie włóczeniu się po urokliwych uliczkach, zaglądaniu do sklepów z produktami lawendopochodnymi, siedzeniu w małych kawiarenkach i regionalnych restauracjach. W takich miejscach czas się zatrzymuje, bowiem można usiąść i obserwować przechodzących ulicami ludzi, wpływające do przystani statki, czy po prostu wsłuchać się w szum rozbijających się o skały fal i pogrążyć się w ulubionej lekturze.

W znacznej części Korčuli, która obejmuje stare miasto, nie ma pojazdów i samochodów. Do miasta wchodzi się od strony placu Trg Kralja Tomislava przez basztę Veliki Revelin.  Wiele pnących się na wzgórze uliczek to po prostu łagodne schody, które jednak skutecznie uniemożliwiają poruszanie się tam jakimkolwiek pojazdom. Dzięki temu są tam tylko piesi turyści, jest cisza i spokój. Nie słychać klaksonów
i pisku opon, jedynie gwar turystów i muzykę.

Plan Korčuli ma bardzo charakterystyczny układ: wszystkie ulice na cyplu są równoległe i wspinają się
z trzech stron od morza do grzbietu wzniesienia, które tworzy główny deptak, z placem św. Marka. Plac ten wieczorem zapełnia się turystami, którzy podziwiają pięknie oświetlone kamienice i odpoczywają po upalnym dniu w licznych restauracjach.

Miasto Korčula w swojej najstarszej części nie ma atrakcyjnych plaż i to chyba jest jego główną zaletą, bowiem nie stało się – i mam nadzieję nie stanie – typowym kurortem z licznymi hotelami.

W pobliżu głównego miasta wyspy znajduje się wiele urokliwych wiosek z ciekawymi miejscami do kąpieli
o bardzo różnorodnej linii brzegowej, od skalistych urwisk nawet po piaszczyste plaże. Wioski z małymi knajpami i kawiarniami oraz ich przyjaźni mieszkańcy tworzą atmosferę swojskoci, dają poczucie bycia u siebie.




Widok na Korčulę i pobliskie wysepki z Półwyspu Pelješac







Wzgórze średniowiecznej części miasta w całości pokryte jest kamieniem, jednak mimo to nie brakuje tam zieleni



Katedra św. Marka



Stali bywalcy rozgrzanych słońcem uliczek



Baszta Książęca położona w zachodniej części średniowiecznego miasta




I takie statki cumują przy starej Korčuli






Kamienice pnące się przy wąskich uliczkach w stronę katedry św. Marka










wtorek, 26 listopada 2013

Twierdza Boyen - Giżycko

Twierdza Boyen to obiekt wzniesiony w latach 1844-1856, położony w zachodniej części Giżycka, znajdującego się wówczas  na obszarze Prus Wschodnich.  Twierdza została przygotowana dla załogi liczącej ok. 3000 żołnierzy i zbudowana na planie gwiazdy. Każde z sześciu ramion gwiazdy to bastion. Więcej o historii obiektu można przeczytać na stronie http://www.boyen.gizycko.pl/

Dzisiaj, mimo zniszczeń widocznych w wielu miejscach i  rozrastającej się roślinności, twierdza nadal może zachwycać swoim rozmiarem i układem (otaczające ją pięciometrowej wysokości mury liczyły
2303 m długości).  Zwiedzających zaskakuje przestrzeń i pustka, w której jednak można wyczuć obecność ducha przeszłości. Spacerując wałami nie można się oprzeć wrażeniu, że za chwilę ze znajdujących się
w dole zabudowań wyjdą żołnierze w mundurach pruskich i na komendę dowódcy staną w dwuszeregu.  












Stacja gołębi pocztowych. Mała stylizacja ;)

niedziela, 10 listopada 2013

Mały Kościelec - Murowaniec


Zgodnie ze złożoną już dawno temu obietnicą, zamieszczam kilka zdjęć z krótkiej trasy od Małego Kościelca do Murowańca. Kawałek za schroniskiem, ze szlaku do Kuźnic, rozpościera się mój ulubiony tatrzański widok z drewnianymi chatami.


Turkusowa tafla Czarnego Stawu Gąsienicowego (1624 m n.p.m.) widziana z Małego Kościelca.
Lustro, w którym przegląda się niebo.



Czarny Staw, a za nim fragment Orlej Perci z masywem Koziego Wierchu (2291 m n.p.m.).



Panorama ze schroniskiem Murowaniec.


Od prawej: Świnica i Kościelec, poniżej Mały Kościelec.