W ramach małej przerwy w rzymskich opowieściach, powrócę do
drugiego z moich ulubionych tematów, do Tatr. Długi weekend sierpniowy (już
prawie dwa miesiące temu), bez większego przekonania postanowiliśmy spędzić w
Zakopanem. Spodziewaliśmy się (słusznie zresztą) wielkiego natłoku turystów, korków na ulicach i gwaru na szlakach. Mimo
to, jakimś szczęśliwym trafem, udało nam się wybrać takie szlaki (a może
chodziło tu bardziej o wcześniejsze pory?), na których tłok nie dał nam się za
bardzo we znaki.
Trasę, z której najbardziej jestem zadowolona, rozpoczęliśmy
przed 7.00 rano. Trochę wcześnie jak na urlop, ale to był jedyny sposób, by bez
pośpiechu przejść cały zaplanowany odcinek, nie tracąc pół dnia na czekanie w Kuźnicach w kolejce po bilet
na Kasprowy Wierch. Wprawdzie bilety na kolejkę linową można zarezerwować przez
Internet
http://www.pkl.pl/kasprowy/home,
ale niestety tylko z co najmniej dwudniowym wyprzedzeniem, a my nie mieliśmy tak „dalekosiężnych” planów, które
uzależnialiśmy przede wszystkim od pogody.
Na Kasprowym Wierchu było zimno, tylko 4 stopnie, co mnie
zdziwiło, bo często w górach w ogóle nie zauważałam spadku temperatury wraz z
wysokością, ale może po prostu zawsze
było to spowodowane wysiłkiem przy wchodzeniu na szczyty o własnych siłach, a
może w czasie moich wcześniejszych wypraw tak znaczących różnic akurat nie
było.
Z Kasprowego Wierchu (1987 m n.p.m.) przez Beskid (2012 m
n.p.m.), Liliowe (1952 m n.p.m.) i Pośrednią Turnię (2128 m n.p.m.), udaliśmy
się spacerkiem do Świnickiej Przełęczy (2051 m n.p.m.). Później zeszliśmy czarnym szlakiem w dół, w
stronę Gąsienicowej Doliny, ale mniej więcej w połowie szlaku,
w okolicy
Czerwonych Stawków odbiliśmy w prawo na Karb (1853 m n.p.m.) i przechodząc
fragmentem Małego Kościelca mogliśmy podziwiać zapierający dech w piersiach
widok: stromą przepaść, a w dole turkusową taflę Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Od tego momentu zrobiło się mniej przyjemnie: wąska ścieżka
nagle zaroiła się grupkami turystów, którzy wychodzili na Mały Kościelec od
Murowańca, ciągle trzeba było przystawać, by się bezpiecznie wyminąć
i uważać, by nie zjechać z kamiennych stopni na naniesionym
prze licznych turystów piachu. O tłoku
pod samym Murowańcem i dalej na szlaku do Kuźnic nie będę już wspominać. Jednak
mimo tych kilku niedogodności uważam, że warto było tamtędy przejść, by kolejny raz zobaczyć
jeden z najpiękniejszych widoków w Tatrach. Ale o tym już w następnym wpisieJ
Górna stacja kolejki na Kasprowym Wierchu
Widok
z czerwonego szlaku na słowackie doliny: Cichą Dolinę i Tomanową Dolinę
Liptowską
Widok
z Beskidu na przełęcz Liliowe i Tatry Wysokie
Beskid
od strony przełęczy Liliowe
Doliny
Cicha i Tomanowa widziane z okolic przełęczy Liliowe
Szlak
czerwony pomiędzy Beskidem a Turniami w większości swych odcinków jest łagodną
trasą spacerową, za to z pięknymi widokami
Dwa
największe stawki to Zielony Staw i Kurtkowiec, położone na wysokości ok. 1670
-1700 m n.p.m.
Widok
ze Skrajnej Turni na Kościelec
Widok
ze Skrajnej Turni na przełęcz Liliowe z rozwidleniem szlaków oraz na doliny
położone po stronie słowackiej
Na
Skrajnej Turni (2096 m n.p.m.)
Górna
stacja kolejki na Kasprowym widziana ze
Skrajnej Turni. Po środku widać masyw Giewontu
Świnica
(2301 m n.p.m.) od strony Świnickiej Przełęczy (2051 m. n.p.m.)